Wrzeszczą, krzyczą: Baśnie braci Grimm zupełnie bez cenzury! Dla dorosłych i młodzieży, o niegrzecznym niegrzecznie, tak jak autor przykazał. Nareszcie dowiecie się jak tak naprawdę Książę obudził Śpiącą Królewnę, jak to się stało, że zła czarownica odkryła tajemnicę Roszpunki, a Miś i Małgosia zostali wyeksmitowani do lasu. Jesteś takim małym kudłatym stworzonkiem, które wciąż i wciąż wyszukuje wszelkich inspiracji Disneya i Pixara, a oryginalne wersje starych baśni nałogowo zbiera w swej biblioteczce. Ta książka musiała być moja.
I takąż się stała. Przyszła paczka i wzięłam żem była do rączek to gładkookładkowe cudo w tonach czerni i bieli z akcentami czerwieni. A w łepetynie mej w tym samym czasie galopowały prześcigając się nawzajem wysokie oczekiwania – oto pan Philip Pullman potrzeby me poznał i wszystko na jednym miejscu zgromadził i to jeszcze w papierze zainkrustował. Oblizałam więc zębiska tym ślinotok zachwytu powstrzymując i zaczęłam czytać.
Najpierw rzuciłam się na strony jak wygłodniały wilk… Ale potem nastąpił zabieg hamujący. Z każdą stroną czytało mi się coraz ciężej i po kilkudziesięciu metrach tego biegu po kolana w wodzie się poddałam i sięgnęłam po przerywnik. Potem wróciłam do „Baśni…” na kolejne kilkadziesiąt stron… I znów przerywnik. O cóż chodzi, co się stało, czego książce brakowało? Złapmy się więc każdej wystającej części ciała tej książki, każdej cechy i przeanalizujmy je, by dowiedzieć się, jak to się stało, że tak świetny pomysł został spartolony koncertowo.
Po pierwsze – język. Prosty, prosty do bólu. Prosty tak, że nawet baśnie w wersjach dla dzieci są trudniejsze, bardziej skomplikowane i pełne ozdobników. Rozumiem hipotetyczną sytuację, w której Autor-Redaktor-Pullman decyduje się na surowy przekład – okej, wtedy zajadajcie się niedoprawionym umami, by poznać prawdziwy oryginał. Ale w przypisach ów pan wielokrotnie się przyznawał do tego, że edytował, zmieniał i przyozdabiał wedle własnego uznania… No to na takie słowa, to mi się pióro w kieszeni otwiera. Jak już decydujemy się na ingerencję to zróbmy z tego prawdziwe arcydzieło – naprawdę dla dorosłych i młodzieży. Bo to, to ja nie wiem do kogo jest kierowane. Ani to dla starszych, którzy nie są w stanie znieść kolejnej strony bez ani jednego zdania podrzędnie złożonego… Ani dla młodszych – bo treści…
Po drugie – niegrzeczność. O niegrzecznym grzecznie. Ja wiem, że w baśniach ludzie są płascy i jednowymiarowi, bo mają być jedynie rzeczownikową projekcją przymiotnika, ucieleśnieniem cechy i właściwie nie mają żadnych przeżyć wewnętrznych. Ale jak można o tak brutalnych rzeczach pisać jednym słowem i bez emocji przechodzić dalej to ja nie wiem. Ale może to moje wiekuiste pożądanie Formy przez duże „F”, patrz punkt wyżej, tu mnie boli.
Po trzecie – brak logiki, spójności. Kłusujemy sobie jako te Czytaki przez kolejne historie… I w naszych mózgach pojawia się taki pulsujący na czerwono tekst „Wait… What?!”. Czasem opowieści są tak nieuporządkowane i chaotyczne, że człowiek ma ochotę tylko przejść do następnej i w ogóle udawać, że nikt tu nie próbował zrobić z niego idioty. I tu znów patrzymy na opisywaną wyżej ingerencję Autora- Redaktora – w niektórych miejscach przydałaby się mocniejsza, bardziej zdecydowana.
To nie tak, że „Baśnie…” nie mają plusów. Mają. Ten największy z nich: pomysł – NAPRAWDĘ dobry. Dodawanie do każdej z opowieści krótkiego przypisu, pomagającego ją zaklasyfikować i dowiedzieć się więcej o okolicznościach jej powstania, kontekście – znów łapka w górę.
No, i w prędkości czytania naprawdę można pobić rekord trasy – 100 stron na godzinę to minimum. Ale powyższe minusy miażdżą owe zalety, niestety. Co z tego, że ma się świetny pomysł, skoro poległo się na realizacji? Jestem strasznie zawiedziona i nie pozostaje mi nic innego, jak poszukiwać książek w tym klimacie dalej, na własną rękę.
Wszystkie fragmenty tekstu ze zdjęć pochodzą z „Baśnie Braci Grimm: Bez cenzury”, Philip Pullman, Wydawnictwo Albatros, Warszawa, 2015
Czytałam i rozczarowałam się wręcz kosmicznie. Nie jest to jednak winą zbyt prostego języka czy braku wszelkiej maści opisów – te baśnie po prostu wcale nie powinny mieć łatki „dla dorosłych i młodzieży”. Poczułam się oszukana. Może jestem przesiąknięta brutalnością lub po prostu nienormalna, ale nie miałabym żadnych oporów przed czytaniem większości zastanych tam pozycji swemu dziecku. A czemu niektóre bym sobie odpuściła? Bo kilkuletni szkrab pewnie by nie zakumał do końca morału.
PolubieniePolubienie
Gdy będę mieć okazję, na pewno przeczytam.
PolubieniePolubienie
Chodzi za mną ta książką już od dawna, ale jakoś po Twojej recenzji przeszła mi na nią ochota. Naprawdę jest aż tak kiepsko? 😦
PolubieniePolubienie
Nie jest beznadziejnie, bo zawsze baśnie to baśnie – miło lekko, łatwo i przyjemnie spędzić czas. Ale nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań i uważam, że szkoda na nie oczu – jest tyle wybitnych książek, które na nie czekają 🙂
PolubieniePolubienie
Łał 😀 Takiej reakcji po tej recenzji się nie spodziewałam!
PolubieniePolubienie
Może i racja – ten zapowiadany brak cenzury okazał się w istocie tylko nadętym pustym balonem…
PolubieniePolubienie
I właśnie o takie konkrety mi chodziło! Dziękuję uprzejmie 😉
PolubieniePolubienie
Czyli niczego się nie spodziewać, a przeczytam z przyjemnością? 😉
Mnie się chyba podoba pomysł z prostymi zdaniami- może to ma nam uświadomić, że baśnie są właśnie dla dzieci, choć tych oryginalnych na pewno bym dziecku nie czytała 😛 Tylko po setnej stronie taki powrót do dzieciństwa może zacząć wkurzać…
Ale nic, jak mi wpadnie w ręce, to na pewno poczytam 🙂
PolubieniePolubienie
Nie ma sprawy. Jak będziesz miała okazję czytać choć fragment to daj znać, ciekawam Twojej opinii 🙂
PolubieniePolubienie
Z przyjemnością nie intelektualną a literacko hedonistyczną – po prostu bardzo szybko i łatwo wchodzi, bo jest nieskomplikowana.
Prawda, po setnej to już naprawdę człowiek płacze za jakąś zagrychą książkową.
PolubieniePolubienie
Jak się gdzieś dorwę, to na pewno będę chętna do dyskusji 🙂
PolubieniePolubienie
Od dnia premiery jestem bardzo ciekawa tej książki! Gdzieś ponoć na strychu u dziadka są oryginalne baśnie Grimm, ale weź znajdź tam coś 😛
niekulturalnakulturalnie.wordpress.com
PolubieniePolubienie
Prawda, strychy to istna skarbnica różności, ale trzeba mieć wiele wytrwałości, żeby się przez nie przekopywać 😉
PolubieniePolubienie
Strasznie się boję tej książki, bo mam obawy, że została napisana przede wszystkim pod kontrowersyjny temat i łatwy zarobek. Ale jeśli mogę Ci polecić coś, co w podobny sposób nawiązuje do tej tematyki „bez cenzury” to warto sięgnąć po „Cudowne i pożyteczne” Brunona Bettelheima i „Wielką masakrę kotów” (autor mi umknął). Choć te książki mają raczej naukowy charakter to spełniają swój podstawowy cel – odzierają baśnie z tej przeklętej disneyowskiej otoczki, z której coraz trudniej im wyjść.
PolubieniePolubienie
Bardzo dziękuję! Właśnie takiej tematyki szukam. Już dopisuję do czytelnicze listy :3
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Inka, nie szukaj książki w tym kontekście, chętnie przeczytam Twoją wersję bajek dla dorosłych. Haha 😂 i tak, mówię serio.
PolubieniePolubienie
Chodzi po głowie pewien projekt w tym stylu, chodzi 🙂
PolubieniePolubienie
To rączki na klawiaturę i zasuwaj! 😀
PolubieniePolubienie
Jeszcze przedtem muszę zrobić porządny research 😉 Niemniej dziękuję za dodatkową motywację!
PolubieniePolubienie