„Meekhan: Północ-Południe”, czyli o dumie, honorze górala i kretynie Yatechu

Topór i skała — oto skarby Północy. Wiedzą o tym nieustraszeni żołnierze Szóstej Kompanii, górskiego oddziału, strzegącego północnych granic Imperium Meekhańskiego. A jeśli istnieją starcia nie do wygrania? Jedyne, na co może wtedy liczyć Górska Straż, to honor górali.
Miecz i żar — tylko tyle pozostało zamaskowanemu wojownikowi z pustynnego Południa. Kiedyś, zgodnie ze zwyczajem, zasłaniał twarz, by nikt nie wykradł mu duszy. Dziś nie ma już duszy, którą mógłby chronić. Czy z bogami można walczyć za pomocą mieczy? Tak, jeśli jesteś Issarem i nie masz nic do stracenia.
„Opowieści z meekhańskiego pogranicza” to książka o wojnach bogów i wojnach ludzi. Poznaj plemiona, które trwają na pustyni od trzech tysięcy pięciuset lat, Aspektowaną Moc, mogącą okiełznać żywioły i ludzi, którym, gdy wszystko zawodzi, zostaje jeszcze miecz i topór w dłoni, a w sercu duma, honor i wytrwałość.

O kurna. To było coś.

IMG_1217

Przed Wami jedna z najlepszych rodzimych pozycji fantastycznych jakie czytałam w całym swoim inkoholiczkowym i pre-inkoholiczkowym żywocie. Na próżno szukajcie tu bezczelnego, niedopracowanego rozmachu (wór na łeb i byle było epicko!), spontanicznych, subiektywnych wynurzeń i świata skonstruowanego bez jakichkolwiek zasad logiki, nobotoprzecieżfantasy. Wegner o chłodnej, opanowanej twarzy serwuje nam na spokojnie porządnie dopracowaną, wyważoną i wnikliwą książkę, która nie da się wam tak łatwo okiełznać, o nie… Będziecie musieli sami się porządnie przyłożyć, żeby wyciągnąć z niej to co najlepsze. Ona zazdrośnie tego strzeże, nie poda wam na tacy. Ale jeśli to zrobicie, satysfakcja będzie wielka. Obiecuję.

IMG_1218

To fantastyka może nie dla koneserów, ale na pewno dla siedzących w temacie przynajmniej po uszy. Sama, choć czytam z tego zakresu dużo literatury, podgryzałam małe przerywniki poczas lektury. (O. Mimowolny rym.) Temu Panu klimatem najbliżej chyba do mistrza Kresa. To nie jest miliostronowy Ziemiański, którego chłonie się pach-pach-pach strona za stroną, strona za stroną, aż furkocze. Tu trzeba się porządnie skupić, co ma swoje zady i walety. Przyznam się bez bicia, że niektóre rozdziały czytałam po kilka razy, bo zwyczajnie nie nadążałam za Autorem, nie rozumiałam wystarczająco płynnie praw meekhańskiego świata… Ale jeśli poświęcić książce odpowiednią dozę uwagi, ona się odwdzięczy z nawiązką. You can get great satisfacton. 😉

IMG_1219

Nie bez znaczenia jest tu też tytuł – „Północ – Południe”. Wierzcie mi, poznacie kiedy jedno przechodzi w drugie nie tylko po stronie z napisem „Część II”. Klimat zmienia się tak diametralnie, że miałam wrażenie otwierania i rozpoczynania zupełnie nowej książki. Niesamowite. W ogóle Autor zamknął w tych 571 stronach pomysł na conajmniej kilkanaście innych książek. Ten fakt sprawia, że tekst jest tak pełen treści, że aż soczysty i czyni z „Opowieści..” intrygujące, małe cudeńko. No. Doprawdy koronkowa robota.

IMG_1221

Świat stworzony przez Wegnera jest pełen Honoru, Dumy i Ojczyzny. A że ma być ta trójca pisana wielkimi literami, o tym świadczą dobitnie opowiadania „Honor Górala”, „Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami” i mój faworyt – „Szkarłat na płaszczu”, przy którym, z ręką na sercu, popłakałam się jak bober, łzami na słono paskudząc strony 218 i 219. I to nie są jakieś tam romantyczne smęty-rymęty. Ko czytał ten wie. „Są takie rzeczy, które łamią nawet najtwardszych żołnierzy.”

IMG_1220

A co się tyczy romantycznych smętów rymętów, opowiadaniem „Bo kocham Cię nad życie” Autor dopieprzył tak, że Inkoholiczkowy Czytelnik się aż nakrył nogami. Nie mogę się wprost doczekać zabrania się za kolejną część meekhańskiej serii, choć trochę wody w Elharan upłynie zanim to nastąpi, bo kolejka oczekujących na recenzję jest długa i coraz bardziej rozjuszona. Już szczerzą zęby, trzymają widły i pochodnie, dlatego wicie-rozumicie, muszę się streszczać. Wam jednak, wszystkim rozkochanym fantastom z głowami w innych wymiarach wystawiam receptę do natychmiastowego zrealizowania w najbliższej księgarni. Hm? Co się patrzycie? Po Meekhan, ale już!!! 😀

IMG_1222

PS – Yatech… Kocham cię, chłopie. Kocham Cię, chociaż jesteś skończonym kretynem!


Wszystkie cytaty oraz fragmenty tekstu ze zdjęć pochodzą z książki „Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Północ-Południe”, Robert M. Wegner, Wydawnictwo Powergraph, 2012 r.

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Powergraph.

power

Za utrudnianie fotografowania serdecznie dziękuję Kotu.

IMG_1216

18 Comments

  1. Koteł w kolorach wilka na końcu rządzi!:D

    A Yatech właściwie nie był kretynem. W każdym razie nie bardziej, niż dowolny nastolatek z rozszalałymi hormonami i skrzywionym obrazem honoru w głowie. Owszem, postąpił bardzo, bardzo głupio (co zresztą o niego w końcu dotarło, niestety po czasie), ale właściwie to po prostu bardzo mi go żal..
    Ale w trzecim tomie go nie ma. Dopiero w czwartym. I jego siostra też – uwielbiam tę dziewczynę.:)

    Polubienie

  2. Fakt, trzeba wziąć poprawkę na wiek Yatecha… Q końcu on był młodziutki. Ale sam pomysł tego jego plemienia… Chylę czoła, Panie Wegner.

    Polubienie

  3. Cześć, świetny tekst. Zgadzam się z wszystkim, z kretynizmem Yatecha na czele. Jestem po lekturze obu tomów opowiadań i sam je świeżo recenzowałem (stąd tu trafiłem – szperając w poszukiwaniu „co napisali inni”).

    Polubione przez 1 osoba

  4. Inne, a jakże. Próba porównania nie musi wynikać z podobieństwa. Pokusiłem się raczej ze względu na pozycję Sapkowskiego, wobec którego pozostałe polskie fantasy to po prostu „pretendenci”. Acz osobiście póki co Meekhan czytam chyba z większym zaangażowaniem niż Wiedźmina.

    Polubienie

  5. Mi tutaj najbardziej styl się różni. Sapkowski pokazuje co potrafi na Narrenturmie, Wiedźmin to jedynie wprawka. Wycyzelowane, wymodzone, słowiańsko dopicowane na wysoki połysk. Wegner za to ma zupełnie inny, bardzo klasyczny Le Guinowo-Kresowy styl.

    Polubienie

  6. Dzięki, przeczytam z pewnością. Nie wiem czy zdołam po Wegnerze, po tęskno mi do książek anglojęzycznych. Dzięki Sapkowskiemu i teraz Wegnerowi w ciągu ostatniego roku przeczytałem więcej książek po polsku niż przez poprzednie 10 lat. I chyba nie ma tu przesady. A w kolejce czekają Twardoch czy Dukaj. Literatura polska (i po polsku) przeżywa u mnie swoisty renesans.

    Polubienie

  7. Oj tak, na Dukaja zarezerwuję sobie grubszą przerwę w życiorysie, ale są jego 3 czy 4 tytuły, które przeczytać po prostu muszę. Zresztą lubię wyzwania. Onegdaj pierwszą książką jaką przeczytałem po angielsku był Władca Pierścieni. Nie jest to może lektura trudna w odbiorze pod względem treści (to jeszcze nie Silmarillion), ale językowo mogłaby niewprawionego licealistę zabić. Przeżyłem:)

    Polubienie

  8. Ja się na LOTR w oryginale nie porwałam 🙂 powiem szczerze że jakoś nie mogę dla siebie książki w oryginale angielskim znaleźć. Publicystyke czytam, filmy, vlogi i seriale ogladam, ale jakoś ciężko mi wchodzą 😦 Bardzo chciałam przeczytać Austen w oryginale, ale na razie za wysokie progi na Jacka Podczaszyca nogi. Harper Lee na razie w miarę mi idzie. Poleciłbyś coś na początek przyjemnie i w miarę klarownie napisane?

    Polubienie

  9. Nie trzeba daleko szukać. Lekki językowo jest Hobbit:) Dan Brown nie jest wymagający albo Stephen King, ale u tego drugiego trzeba ignorować amerykańskie kolokwializmy. Łatwy językowo jest The Boy in the Striped Pyjamas J.Boyne’a, wszak tam dialogi głównie miedzy dwójka chłopców. Ale lekkość kończy się tu na aspekcie językowym… U mnie zasada – napisane po polsku czytam po polsku, po angielsku, to po angielsku, a jak jeszcze inaczej i ma wybór to z reguły wybieram angielski. Zostało mi po anglistyce.

    Polubienie

Dodaj komentarz