Panie, nie fajdaj mi pan na ideały!, czyli nie-recenzja LaLaLand

Miała być recenzja „La La Land”. Ale nie będzie. Smok nie przyszedł, bo nie zdążył, więc w rozpaczy się pogrążył. Do kina się poszło, film się obejrzało, ale z filmu się wyniosło coś zupełnie innego niż to, czego się oczekiwało. W innych recenzjach poruszano ważkie i poważne tematy – zawartość musicalu w musicalu, porównanie z innymi musicalami, musica w musicalu śpiew i tańczenie, fabuła plot i jak zrobione i bardzo dobrze albo bardzo źle i iść do kina albo nie iść. A dla mnie to całe tańczenie, śliczne oczki Emmy Stone i gustowne buty Ryana były jedynie… Przeszkodą. Przeszkodą we wczuciu się w pewien bardzo ważny i bardzo bolesny w dzisiejszych czasach temat, który w La La Land się pojawia i mam wrażenie, że niewiele osób poruszył. A mnie poruszył.

la-la-land-watching-04-videosixteenbyninejumbo1600

Dzisiaj jest czasem religii własnego ja. „American dream”, „idź za głosem serca”, „realizuj swoje marzenia”, „nie przejmuj się tym, co mówią inni” i etc. nie są już pustymi frazesami tylko wręcz stylem życia dużej ilości ludzi – w tym do pewnego stopnia także moim. Tylko że mam wrażenie nieodparte, że i świat i ludzie zaczynają się powoli w tym pędzie zapętlać. Samorealizacja nie jest już ani marzeniem, ani przywilejem a wręcz obowiązkiem. I jest w tym coś pięknego – dostałeś talent, realizuj go, czuj się świetnie robiąc to co kochasz i bądź akceptowanym przez innych i przez siebie, bo żyjesz w zgodzie z powołaniem. Ideały i marzenia są bardzo fajne, bo nadają kierunek Twojemu działaniu, dlatego nie fajdaj mi tu pan na ideały i nie daj swoich marzeń zaprzedać, bo one bardzo warte są uwagi. Ale. Ale jest jedno „ale”, które wytłumaczy Wam dlaczego produkuję tutaj wątpliwej jakości płody  refleksyjno mózgowe zamiast recenzować jak Pan Bóg przykazał porządnie La La Land.

Życie to nie jest test jednokrotnego wyboru, gdzie jest bezdenna przepaść pomiędzy TAK i NIE. To nie jest do końca tak, że albo będzie po mojemu, albo do widzenia, frajerzy, skaczę z mostu. Życie to bardziej kontinuum, arcytrudna i satysfakcjonująca sztuka kompromisu. Możesz żyć zero-jedynkowo, oczywiście, tylko istnieje duża szansa, że w pewnym momencie nie będzie już odwrotu – bo mosty będziesz musiał nie spalić, a wysadzić w powietrze, przeszkody nie pokonywać, tylko masakrować. Będziesz musiał już iść do końca  tą jedną, wyśnioną i wymarzoną drogą, nawet jeśli na końcu zacznie majczyć się krawędź przepaści. To właśnie zobaczyłam w zachowaniu Sebastiana i Mii – on marzy o tym, ona o tamtym i koniec, kropka, jak się nie chcesz dostosować to w rzyć mnie pocałuj i spadaj na szpinak. I wielka miłość, i tańce w kosmosie i wspólne wycieczki na wieczorki jazzowe i skończyło się rumakowanie bo ja nie ustąpię, bo to MOJE i JA chcę. Ty sobie możesz ustąpić. Dla mnie ten film nie jest smutny. Oni mieli wybór i z pełną świadomością oboje w zgodzie go dokonali znając konsekwencje. Oni żyli zero-jedynkowo. A życie to kontinuum – spełnianie się da się pogodzić z innymi celami. Tylko na każdym etapie realizacji marzenia musisz nieustannie sprawdzać – czy koszta nadal są do przyjęcia? Czy jesteś w stanie poświęcić to, to i to? I, przede wszystkim, czy nadal chcesz? Nie idź jak koń z klapkami na oczach przed siebie, byle szybciej od innych, byle dalej, byle do przody, faster and faster and faster and faster. Cały. Czas. Weryfikuj. Bo możesz patrząc na szczyt złotej góry przegapić coś bardzo, bardzo ważnego w Twoim życiu, coś co pozostawi pustkę, której nie zapełni żaden Oskar.

9 Comments

  1. Świetna „nierecenzja” 🙂 Dla mnie „La La Land” to oprócz pięknego obrazka, opowieść o tym, że marzenia warto mieć, nawet jeśli nie uda się ich spełnić, a porażki nie wolno się bać.
    Zapraszam do mnie- w-swiecie-kultury.blogspot.com

    Polubienie

  2. Oglądając ten film tak mocno skupiłam się na estetyce – i to nie tylko tej materialnej – że przeoczyłam problem, o którym piszesz. Ale gdy czytam Twoje refleksje, muszę przyznać, że trafiają mi do serducha. To rzeczywiście bardzo smutny film i dopiero teraz czuję tę gorycz na języku. Dzięki! 🙂

    Polubienie

  3. Wczoraj obejrzałem w kinie 🙂 na mój gust o dwie piosenki za dużo, film pokazuje dylemat: miłość lub kariera. Na koniec Mia została z łysiejącym pantoflarzem, a Sebastianowi pozostało samotnie trzepać gruchę przy fortepianie. Wybacz za dosadny przekaz.

    Polubienie

Dodaj komentarz