Pułapka długowieczności, czyli dobrze, że nie jestem elfem

Dziś będzie wpis króciutki, moi Inkoholicy, króciutki, ale do pomyślenia. A o czym? A o elfach

Wszystkiemu nadawaliśmy nazwy. I wszystko stawało się bliskie, znane, nasze. Oprócz nich. Oni, choć tak do nas podobni, byli obcy, tak bardzo obcy, że długo nie umieliśmy dla obcości tej znaleźć imienia.

~ „Krew Elfów”, Andrzej Sapkowski

81652030

Zawsze traktowałam elfy, a przynajmniej te piękne, niedościgłe dumne elfy Sapkowskiego, jako takich ludzi w wersji 2.0. Lepszych, piękniejszych i silniejszych, żyjących w zgodzie z naturą, doskonałych. Tylko, że elfy płacą za to straszliwą cenę – długowieczność.

Tak, dobrze przeczytaliście – cenę. Nie traktuję tego jako dodatkowy, niesprawiedliwy perk. Elfy mają przebogatą historię – pojawiły się wcześniej niż ludzie, są o wiele inteligentniejsze… Lecz zupełnie nieszczęśliwe. Kiedy kolejny raz czytałam Wiedźmińską sagę (a robię to regularnie, bo ją po prostu uwielbiam) dotarło do mnie, że ta rasa jest w istocie rzeczy całkiem tragicznym motywem. Bardzo często w w odniesieniu do nich używa się słowa „cień”. „Cień dawnej świetności, cień pradawnych Aen Sidhe, cień pierwszych Scoia’tael”… Czas elfów na ziemi bezpowrotnie minął, a swoje miejsce oddali komu? Ludziom? Brudnym, rubasznym, rozwrzeszczanym, rozmnażającym się bez opamiętania? Właśnie tak z punktu widzenia nieludzi została przedstawiona nasza rasa – nic więc dziwnego, że gorycz stała się domeną niemalże każdego elfa. Była nawet w tych idealistycznych, na wpół oszalałych jednostkach, które decydowały się walczyć do samego końca widząc na horyzoncie swój upadek.

A jednak ludzie mają w sobie coś, czego nie mają elfy. Mają krótkie życie. Ono sprawia, że rozcieńczone, rozwleczone na setki lat barwy nagle nabierają jaskrawości. Leniwe , snute miesiącami przemyślenia nagle zmieniają się w kilkusekundowe rozbłyski, olśnienia. Ta gwałtowność ludzi, ta dynamika i niczym nieskrępowana radość, ta zdolność wyciskania z każdego dnia życia aż do ostatniej kropelki to coś, czego długowieczne elfy nie potrafiły pojąć, bo nie leżało w ich naturze. A może to właśnie ludzie byli elfami w wersji 2.0, których wielosetletnie życia skoncentrowano na marnych kilku dziesiątkach lat, dzięki czemu nabrały nasycenia?

Lepiej wieść długie, spokojne życie cienia, czy stać się nagłym rozbłyskiem?

Patrzyliście na to w ten sposób?


Źródło grafiki: 1

5 Comments

  1. Tolkien o tym pisał wprost: rzeczą, której jego elfy najbardziej zazdrościły ludziom, była śmiertelność (u Tolkiena elfy nie umierały, jeśli zostały zabite reinkarnowały się (chyba że pozwolono im zostać na Valinorze), ale nie pamiętam, jak to było ze świadomością).;)

    Przy czym wbrew pozorom, tolkienowskie elfy nie były tak bardzo różne od ludzi – jeśli poczyta się SIlmarillion, to widać, że targały nimi te same namiętności, ta sama żądza krwi i to samo pragnienie zemsty i poczucie krzywdy. Ale ich cywilizacja miała na tyle dużo czasu, żeby to wszystko przybrało bardziej wysublimowana formę.

    U Sapkowskiego jest właściwie tak samo. W wiedźminlandzie elfy miały pecha – ludzie mocno przytłoczyli je liczebnie, pozostało tylko się wycofać. Ale w świecie elfów do którego trafiła Ciri już wyraźnie widzimy, jak wygląda alternatywa. Elfy wcale nie okazują się bardziej szlachetne, miłosierne czy uduchowione…

    Długowieczność elfów dała im wiele czasu na doprowadzenie okrucieństwa do perfekcji. I obmyślenie dla niego bardziej wysublimowanych nazw.

    Polubienie

Dodaj komentarz