Na samym wstępie pozwolę sobie zamieścić swego rodzaju klauzulę wyjaśniającą i działającą jako pseudorecenzencki doopochron, która pozwoli Wam wycofać się w odpowiednim momencie bądź z pełną świadomością rzucić się w otchłań mojej pisaniny:
W poniższym tekście nie dopatrzą się Państwo nawet śladowych ilości zdrowego rozsądku czy jakiegokolwiek krytycznego spojrzenia, albowiem autorka owego jest psychotycznym fanem wszelkich związanych z fandomem wiedźmińskim dzieł kultury oraz czekała na serial zbyt długo, żeby wybrzydzać i jara się nim jak pochodnia. Zawierać zaś on będzie z pewnością duże ilości naraz piania, śpiewów zachwytu wszelakich i porównywanie Netflixowej produkcji do wszystkich innych dostępnych w inkoholiczym mózgu zasobów. I SPOJLERÓW!!!
No, to tyle. To jak? Wchodzicie w szczegółową analizę każdego odcinka a la S8 Gry o Tron? ♥
Odcinek 1: Początek końca
◙ Umówiłam się na oglądanie w wielkim wieczornym seansie z popcornem, głośnikami i laserami z moją ekipą i chyba nie muszę na wstępie zaznaczać, że naturalnie nie wytrzymałam czekać do wieczora…
◙ Ja słysząca lirę korbową przy pierwszej walce: O MATKO MAM CIARY NA CAŁYM CIELE AAAAA!!!!!!
◙ To, co mnie totalnie rozbraja i na łopatki powala to to, że Płotka we wszystkich adaptacjach, książkach, grach i co tam kto nie stworzy jest DOKŁADNIE TAKA SAMA 😂 Kocham charakter tego konika! 🐴 Widzieliście jak się cofał skonsternowany już w pierwszej walce? Wychodzi na to, że jestem niezgorszą koniarą niż Geralt.
◙ Pierwsze wrażenie odnośnie sountracku: jak zwykle wszystkie tego typu OSTy kocham, tak nie jestem jakąś gigantyczną fanką tej muzyki. Paradoksalnie podobają mi się te utwory, które nie silą się na bycie słowiańskimi i mają mocniej medievalowy zaśpiew a la klasyczne fantasy. Bo wiecie, że Wiedźmin nie jest słowiański, prawda? :3 (A DLATEGO.)
◙ Ogromnym plusem i zupełną niespodzianką są dla mnie potwory. Podświadomie oczekiwałam czegoś zupełnie mitologicznego (jak zawsze), tymczasem już od pierwszych najpierwszych scen czuć bardzo, bardzo mocno horrorem. I to naprawdę pasuje, da się wtedy uwierzyć w ten terror, który zasiewały.
◙ Od pierwszych niepokojących tweetów Hissrich lękałam się mocno, przyznaję szczerze, o scenariusz. Tymczasem Lauren kupiła mnie całkowicie już od pierwszych dialogów w Blaviken – ten humor! 😂 („ZDECHŁ. JAKOŚ TAK NAGLE.”)
◙ A właśnie, Blaviken – zostałam poproszona na instagramie, żebym wzbogaciła moją analizę odcinków do książek Sapkowych, które ponoć znam na wyrywki. Czy na wyrywki to nie powiem, ale na tyle, żeby móc porównać – z pewnością. A WIĘC! Może pomoże Wam się to połapać, toteż jadę z koksem. Pierwszy odcinek jeśli chodzi o plot Geralta odnosi się do opowiadania „Mniejsze zło”, które odwzorowane zostało dosyć wiernie (z jednym wyjątkiem, w oryginale między Renfri a Geraltem nic nie było, wręcz nie miało za bardzo prawa, nie był tutaj żaden romantyzm zasugerowany – niemniej w tej wersji i w tej grze aktorskiej bardzo fajnie się to sprawdziło, takie mutant love, fajnie wzmocniło to poczucie osamotnienia i odrzucenia). Mistrzostwem jest dla mnie także pod tym względem wprowadzenie i przedstawienie naraz Ciri i Renfri – bo te akurat bohaterki są ze sobą związane mocniej niż tylko byciem księżniczką. Otóż w sadze Ciri w pewnym momencie przez chwilę wiedzie bardzo podobny do niej żywot i przybiera imię „Falka” na pamiątkę Falki Krwawej, rebeliantki i rzeźniczki, która poprowadziła chłopów na szlachtę – i obie panie były do niej porównywane i przed nią też tak trząsł portkami Strzegobor. Co zaś się tyczy cintryjskich wydarzeń – rzeź i oblężenie Cintry otwiera sagę w „Krwi Elfów” – i przyznam szczerze, że odwzorowane zostało tak, że do teraz mam ciary na samo przypomnienie. To pokazanie zwykłych ludzi, to poczucie osaczenia, śmierci tuż za drzwiami…
◙ Nie mówiąc już o tym, że czekałam tylko na Cahira, którego postaci byłam ogromnie ciekawa. Ale o tym potym.
Odcinek 2: Cztery marki
◙ Pierwsze sceny otwarły rany w moim sercu, o których myślałam, że są już dawno zasklepione 💔 Generalnie historia Yennefer to jak dla mnie jeden z najmocniejszych punktów programu w całym serialu. W sadze jakby co było zaznaczone tylko, że była garbuską i że generalnie miała bardzo ciężkie przejścia za sobą, które przyprawiły ją o zgorzknienie (był rozdział, w którym w kilku akapitach autor przedstawił to w formie takiego jakby przywidzenia, majaka, strumienia myśli, z którego można było po prostu wywnioskować co i jak, ale nic szczegółowego). Taki porządny backgroud bardzo się chwali, kiedy mamy do czynienia z jedną z trzech głównych postaci, z którymi spędzimy bądź co bądź jednak całkiem sporo czasu. Takie poznanie całości historii Yennefer jest boskie, bo to daje podkładkę pod zrozumienie co się przyczyniło do jej zgorzknienia, do tych „złych i mądrych oczu garbuski”. Bałam się Anyi Chalotry, byłam przeciwna, nie widziałam jej w tej roli totalnie… Dopóki jej nie zobaczyłam. To prawda, nie jest idealnie książkowa, ale weźcie też pod uwagę, nie jest też za przeproszeniem tak ordynarnie sukowata jak ta z gry. Ogromnie mi podeszła i to totalnie #mojayennefer. No.
◙ I TAK, OCZYWIŚCIE, ŻE ZLAŁAM SIĘ ŁZAMI!!! :<
◙ Monologi do plotki i małomówność Geralta – ach, on jest tak książkowy że me serce skacze!
◙ A Istred naprawdę skradł show. Ogromnie pasuje do niego głos w polskim dubbingu (nawet rysy twarzy ci aktorzy mają podobne!). W książkach jakoś nie zwracałam na niego uwagi (spotykają się raz kiedy Yen już jest z Geraltem i na chwilę do niego wpada a on jest taki już mocno zfrienzone’owany), z tym swoim zachrypniętym „Yenna” wydawał się tylko bladą, miałką alternatywą dla wiedźmina i takim trochę tajemniczym, ale nadal meh-człowieczkiem. Tymczasem tu wydaje się on rozsądnym kanonicznym partnerem dla Yennefer – pokochał ją jako pierwszy i znając jej „prawdziwe” oblicze. Brawa dla aktora, brawa dla tego jak została napisana postać. Naprawdę.
◙ Aj tam, Istred Istredem, a Yen Yen – ALE TEN JASKIER 😂 Jestem nim zachwycona, naprawdę! Nie jest trudno z niego zrobić narcyzika-strojnisia pustego jak stodoła przed sianokosami (cóż, CDPR się udało, NIENAWIDZĘ tamtej wersji), a tutaj on ma naprawdę fajnie skonstruowaną psychikę. Zobaczcie, chociażby sama scena płaczu przy elfach… Doskonały detal, który stworzył rysę uczłowieczającą. Lubię takie rysy.
◙ A tutaj dowód na to, że aktor jest dobrany idealnie. No przecież on się nawet tak zachowuje! 😀
◙ Kurczę, Lauren Hissrich miażdży. Jestem zachwycona. Aaaaa i miałam odnosić się do opowiadań! Otóż! Tutaj najstarszym czasowo wątkiem jest naturalnie Yennowy – bo kiedy się rozgrywa to żadnego z innych zainteresowanych nie ma jeszcze na świecie, bo szanowna pani jest starsza o kilka dekad od Geralta. Lauren mówiła o tym, w ten sposób:
„Jak dla mnie, problem z tymi historiami jest taki, że Yennefer i Ciri nie są w nich specjalnie obecne. Zwłaszcza Ciri, która nie zdążyła się nawet jeszcze urodzić. Więc chciałam przywołać ich historię, zrobić to dla Geralta. I szybko stało się jasne, że muszą zacząć bawić się czasem”
… czyli po prostu ta zaburzona chronologia była konieczna, żeby móc naraz wprowadzić wszystkich głównych bohaterów. Zwykły serialowy zabieg, ale fakt, bez znajomości książek na początku ciężko się połapać… Niemniej nie martwcie się, bo już drugi sezon ma być podobno bardzo linearny. To, co dzieje się z Ciri w międzyczasie nie ma żadnego związku z książkami (w sadze ona po prostu czekała na Geralta u driad o ile dobrze pamiętam i rozdzielono ich dopiero po jej szkoleniu w Kaer Morhen). Nie było żadnej postaci pomagającego jej chłopca-elfa, obozu dla cintryjskich uchodźców itepede – niemniej pasuje tu to świetnie. Pomaga psychicznie postaci Ciri wypaść spod tego królewskiego klosza, zrzuca ją na ziemię i to jest bardzo dobry zabieg scenarzysty. Co zaś się tyczy naszego wiedźmina i jego wiernego barda – tutaj mamy wiernie oddane opowiadanie „Kraniec świata” ze zbioru „Ostatnie życzenie”, dosyć znane. Przypomnę tylko, że w niechlubnej polskiej adaptacji efy grali Olbrychski i Dygantowa i wyglądało to po prostu TRAGICZNIE. ♥
Odcinek 3: Zdradziecki księżyc
◙ Sama miałam spore problemy z połapaniem się w chronologii, ale zorientowałam się że Yennefer jest tutaj także jakieś kilkadziesiąt lat starsza niż Geralt i Triss (w książce miała 94 lata) – co w sumie rzeczywiści czyni z niej podlotka (tak była nazywana przez inne czarodziejki loży w sadze, „mała Merigold”, była w sumie taką trochę maskotką).
◙ W tym momencie muszę oddać honory i wielkie trąby szacunku dla jednej z absolutnie najlepszych postaci w całym sezonie, czyli Tissai de Vries. Jest po prostu idealnie oddano, Skowronek i Arcymistrzyni, a przy tym do jej perfekcjonistycznej osobowości Lauren dodała głębsze tony nadające jej bardziej ludzki wyraz.
◙ Bardzo książkowy jest także Foltest. Po pierwszym rzucie oka szczerze mówiąc byłam totalnie rozczarowana – a dlaczego? Szybko zdałam sobie z tego sprawę: a dlatego, że w „Zabójcy królów”, drugiej części gry Foltest był naprawdę cool ziomem. Mówił super teksty, szedł do boju w pierwszej linii ze swoimi żołnierzami, dbał o dzieciaki i szalał z miłości do baronowej La Valette. A przecież sławne, najstarsze z resztą opowiadanie Sapkowskiego pod tytułem po prostu „Wiedźmin” opowiadało o królewnie zaklętej w strzygę… Z powodu kazirodztwa. Serialowy Foltest jest skrajnie odpychający. Po prostu.
◙ A skoro już jesteśmy przy strzydze oddajmy się na momencik analizie sceny batalistycznej, że tak powiem. Ta akurat sekwencja została dosyć dokładnie opisana w opowiadaniu i niemalże jeden do jednego przeniesiona na ekran w animacji Bagińskiego otwierającej pierwszą część gry:
W serialu jak teraz widzicie sami pojawiły się niektóre elementy walki (np. srebrny łańcuch), inne natomiast w mojej opinii dość malownicze (np. akcja ze znakiem Ogni albo cios pięścią) zostały pominięte. Natomiast bez wątpienia na ogromny plus działa pokazanie jak cholernie CIĘŻKA i męcząca była dla wiedźmina ta walka. W animacji i opowiadaniu przedstawiono to troszkę jak kaszkę z mleczkiem, strzyga wydawała wręcz bać się wiedźmina – a tutaj mogę naprawdę uwierzyć w to zranienie w ostatniej scenie. Przecież on ledwo dał radę ją pokonać… Bez wątpienia robi robotę także synchronizacja walki ze strzygą z przemianą Yennefer. Mistrzostwo, chyba najbardziej drastyczne sceny w całym sezonie (obok czarnej magii Fringilli, która jednak nie niosła ze sobą ładunku emocjonalnego, więc mniej się ją przeżywało). Dla mnie osobiście patrzenie na to, co działo się z Yen było po prostu ciężkie psychicznie. Może dlatego, że jestem zżyta z tą postacią… Do sprawy samego poprawiania wyglądu (w książce poprawiła go jej magią Tissaia po nieudanej próbie samobójczej Yennefer) i do bezpłodności wrócę jeszcze przy odcinku o smoku.
◙ Co zaś się tyczy jeszcze samej walki – ACH ten rockowy motyw muzyczny i prawdziwa GROZA! Tutaj potwory wyglądają naprawdę jak postaci z horrorów, nie mają w sobie cienia tej mitologicznej „znaności”, nie są ani trochę oswojone. Bliżej im do Stranger Things niż do legend i to bardzo niespodziewany i trafiony zabieg. Zauważyliście pracę kamery jak w horrorach? 😀
◙ Nie no nie mogę jakoś tej Triss przeboleć. No po prostu nie mogę no. Nie mam nic do jej gry aktorskiej, ba! Jest ona wręcz bardzo spójna z niewinno-podlotkowa, ale ona jest tak niepodobna… Praktycznie Refri ma bardziej Trissowe rysy twarzy. No meh. No nie wiem. No hem. No hmmm. Ghm. Brmhmm. M.
Odcinek 4: O bankietach, bękartach i pochówkach
◙ I tutaj moi szanowni Państwo docieramy do odpowiedzi na pytanie dlaczego Inko oglądała Wiedźmina z dubbingiem zamiast jak Pan Bóg przykazał w oryginale i bez gwałtu na zagranicznej mowie. OTÓŻ! Powody są dwa, a właściwie trzy i możecie zgadywać, który jest najważniejszy: 1) Żebrowski jako Geralt, 2) polski dubbing jest naprawdę kozacki i głosy są świetnie dobrane, 3) dzięki temu mogę słyszeć, jak cytują książki DOSŁOWNIE, jeden do jednego. I to jest cudowne uczucie.
◙ Sekwencja otwierająca z wieśniakiem opowiadającym o selkimorze rozśmieszyła mnie chyba najbardziej z całego serialu – a scena ze śpiewanym przez całą karczmę „Grosza daj wiedźminowi” – padłam. Szybko się przyjęło 💙 Swoją drogą bardzo udane tłumaczenie, a Janek Traczyk znany mi ze Studia Accantus naprawdę wymiata!
◙ Tym razem na warsztat wzięto opowiadanie o zaręczynach Pavetty – czyli „Kwestia ceny”. W sumie dosyć ciężko bez znajomości literackiego pierwowzoru go zrozumieć, więc pozwolę sobie na małe wyjaśnienie: Jeż z Enerwaldu był zaklętym, a właściwie przeklętym rycerzem, ale to, co się wydarzyło nie miało związku z przeznaczeniem i prawem niespodzianki, a z niezwykłym połączeniu Pavetty z mocą (upraszczając i ona i Cirilla należały do linii genetycznej o niezwykłych zdolnościach magicznych, tak zwanej Staraszej Krwi, czyli krwi elfów, nosiły gen swojej prababki Lary Dorren, elfki, która była skutkiem wieloletnich eksperymentów genetycznych, by jak najmocniej uwydatnić ów gen). Poza tym wszystko z grubsza zgadza się z akcją, a na dodatkową uwagę zasługuje kilka świetnych elementów: a) pokazanie Nilfgaardu w tamtych czasach jako takie księstewka-wypierdka, z którym nikt się tak naprawdę nie liczy – tym bardziej spektakularne jest jego późniejsze przekształcenie w wielkie cesarstwo, b) szkockie klimaty przybyszów ze Skellige – przyznam, że nie mogłam ich sobie lepiej wyobrazić, c) postać Myszowora, którego totalnie ignorowałam czytając sagę, a tutaj naprawdę kradnie show… i d) CALANTHE. Tak… TA Lwica z Cintry, ta dystyngowana, zdystansowana i z klasą, tak wyrafinowanie sportretowana przez Sapkowskiego – ma niby być tak chłopska i jowialna? Ma bić się w pierwszej linii i drzeć twarz jak prawdziwa feministka? A tak. Moja Lwica była przede wszystkim twarda, odważna, stanowcza i waleczna. I mnie przekonuje.
◙ A Heist jest słodki.
◙ Historia zaś z podopiecznymi Yen dała mi do myślenia – świetnie zaznaczyła jak źle działają na naszą czarodziejkę obelgi (*trauma noises*), jak bardzo pragnie mieć dziecko i na dodatek wprowadziła postać arcyciekawie sportretowanego maga-zabójcy, który poza tym, że przypominał mi Aviego Kaplana z czasów Pentatonix, to jeszcze zafascynował mnie na tyle, że mam nadzieję jeszcze go zobaczyć.
Odcinek 5: Niespełnione pragnienia
◙ W tym momencie historia Ciri już odrywa się od peronu i odjeżdża w siną dal zupełnie (nie żeby mi to przeszkadzało), bo na scenę wkracza krwiożerczy doppler z zapędami Hannibala (swoją drogą ciekawa kreacja, doppelgangery w książkach – taki Dudu na przykład – były totalnie pokojów nastawione i bardzo sympatyczne). Cahir na momencik ujawnia swoje prawdziwe zamiary (biorąc pod uwagę to co wiem, prawdopodobnie ma od za zadanie sprowadzić Ciri do Białego Płomienia Tańczącego na Kurhanach Wrogów, czyli cesarza Emhyra i teraz nie mam pojęcia jak daleko mogę się posunąć w tym co wiem, żeby nie powiedzieć Wam wszystkiego i nie zepsuć zabawy… Może zróbmy tak – zostawiam tutaj gwiazdkę, a jej wytłumaczenie będzie na samym końcu wpisu i zajrzycie na własną odpowiedzialność.) *
Co ciekawe Cahir w sadze ma nie powiem że mniejszą, ale na pewno zupełnie inną rolę – przede wszystkim nie jest jakimś super ważnym żołnierzem, superstrzelcem i tak dalej, a wobec Ciri ma dobre zamiary – rezygnuje z służby w Nilfgaardzie i dołącza się do ekipy wiedźmina wraz z Milvą, Jaskrem, Angouleme i wampirem Regisem poszukującego Ciri. W finałowych scenach ewidentnie daje do zrozumienia też, że ją kocha, także to taki smaczek, na KTÓRY NIE UKRYWAM LICZĘ. Ciekawa jestem ogromnie jak tutaj poprowadzą tą postać.
◙ W ogóle nieźle było zobaczyć przeniesione na duży ekran jedno z własnych ulubionych opowiadań – czyli „Ostatnie życzenie” także zekranizowane niemal jeden do jednego, wzbogacone jedynie o sceny rozmowy Yen z „dealerem” i początku jej kariery jako uzdrowicielki i szamanki walczącej z zaburzeniami erekcji wśród mieszczaństwa (skisłam xD). No troszkę z tą maską zaleciało 50 twarzy Greya… Nie da się ukryć…
Odcinek 6: Ginące gatunki
◙ Otóż właśnie dlatego, że swoje znamy to cudze chwalimy niestety. Duża część Wiedźmińskiego fandomu traktuje polski serial jako takiego lekko szurniętego kuzyna-narkomana z zapędami do opowiadania zboczonych dowcipów przy stole na rodzinnych uroczystościach – zamyka oczy i udaje, że koleś nie istnieje. Podobnie było z produkcją telewizji, za przeproszeniem, publicznej, którą ja osobiście toleruję tylko i wyłącznie w postaci wnikliwej i śmiesznej do posiku i popłaku analizy Radka Teklaka. (Ach ten cytat Zamachowskiego „Smoku… Jesteś piękny” – a ty w tym samym czasie żałujesz szczerze, że w procesie ewolucji wykształciłeś oczy)
◙ Borch Trzy Kawki – jedna z moich ukochanych postaci, a może właściwie tercetów, bo nie umiem go sobie wyobrażać bez towarzyszących mu Tei i Vei. Tutaj parę słów odnośnie osób czarnoskórych w produkcji, przy okazji i raz na zawsze. Lauren powiedziała, że w świecie Wiedźmina rasizm rozgrywa się wyłącznie na płaszczyźnie ludzie-elfy-krasnoludy, a kolor skóry jest tu całkowicie nieistotny. Takim jest i dla mnie (a i tak większość obsady jest biała…). Także jeśli należycie do obozu HURRR DURR DUŻO MURZYNÓW, to chyba możemy mieć problem z porozumieniem się.
◙ Jaskier za to w tym odcinku to ja widząca absolutnie każdego kotka w promieniu kilometra: oooooooo dzień dooooobry! A kto jest najsłodszym zwierzaczkiem no ktooooo? ♥
◙ A teraz słów kilka odnośnie tej całej bezpłodności czarodziejek, bo tutaj nasila się temat na tyle mocno, że wszyscy już zastanawiają się jak to na litość kota działa. Otóż: w książkach owa niemożność posiadania dzieci była swego rodzaju „zapłatą” za używanie magii, ale nie tak dosłownie rozumianą jak w serialu (no bo jednak wydarcie macicy z miękkiego łona jest dość radykalne i nieodwracalne), a na dodatek nie miało wiele wspólnego z zabiegami upiększającymi – którym przecież nie każda musiała się chcieć poddawać . Ja zrozumiałam to w ten sposób, że magowie byli bezpłodni ze względu na sam fakt używania magii, jakoś ich to wyjaławiało – a może to była kwestia czegoś w stylu „czakr”, przepływania tej energii w taki a nie inny sposób (np. Ciri, która chciała użyć magii ognia na pustyni Korath czuła „ogień w lędźwiach„, czy też miała tam jakieś krwawienie chyba czy coś – to by sugerowało, że rzucając zaklęcia można się jakoś samo-uszkodzić). Takie postawienie sprawy daje furtkę dla tej nadziei Yen na posiadanie dzieci (chociażby sama Visenna, mama Geralta, była przecież czarodziejką – a zaszła w ciążę). Poza tym też w serialu wystarczyłoby na logikę nie poddawać się zabiegom upiększającym, żeby zachować płodność… Dziwne. Zgrzyt. Nie rozumiem do końca, zobaczymy, jak to się będzie rozwijać.
◙ Nooo i nie mogłabym przecież skończyć analizy tego odcinka bez zachwycenia się żywiołowym Yarpenem Zigrinem („NOOOOO i *UJ BOMBKI STRZELIŁ! OMINĘŁA NAS CAŁA IMPREZA!”) 😂 Jeszcze mi tylko brakuje Zoltana i Feldmarszałka Dudy z tym jego RRRRWA MAĆ! i będzie komplecik!
Odcinek 7: Przed upadkiem
◙ Już powoli opadam z sił, więc dwa ostatnie odcinki będą opisane nieco mniej wnikliwie – również dlatego, że w tym momencie zbieżności z sagą słabną równie mocno jak i Inko. Siódmy odcinek upływa więc naszym dzielnym bohaterom na wytłumaczeniu pierwszego – czyli co się działo podczas rzezi Cintry tak naprawdę i jak to się fatalnie Ciri rozminęła z Geraltem. Dla mnie zupełnie zbędna sekwencja, ale to tylko dlatego, że mi wystarczy, że wiem, że się finalnie spotkali. Ja mam małe wymagania, ja prosta kobita jestem.
◙ Znacznie chętniej odniosę się do przyjacielskiej rewizyty zfochowanej Yen u szanownego Istreda (swoją drogą jej zfochowanie jest akurat w tym wypadku niezwykle uzasadnione – ta pani ma, jak zdążyliście się zapewne zorientować, niezwykle ognisty temperament, a Geralt ze swoim ostatnim życzeniem naprawdę dość mocno jednak naruszył jej wolną wolę. W grze załatwiono temat questem pobocznym, w którym wraz z naszą czarnowłosą pięknością można się udać na polowanie na kolejnego dżinna, by odwrócić działanie tamtego i sprawdzić, czy między bohaterami jest prawdziwa miłość). Istred jednak wypina się na Yennę swoją złocistobrązową rzycią i tym samym pięknie zamyka nam się ścieżka shippowania tej dwójki – dość dobitnie dano nam do zrozumienia, że on zakochał się w garbusce, która już dawno nie istnieje i z obecną ambitną babką łączą ją tylko oczy. Podczas gdy Istred decyduje się na zabawę w Indianę Jonesa do końca swoich dni na scenę wkracza Vilgefortz – a mnie totalnie zmiata z planszy. Dlaczego spytacie? A dlatego, że ów mag w sadze jest jednym z najczarniejszych czarnych charakterów i nie ma nic wspólnego z tym nieco zbyt nadętym, ale jednak dość walecznym chłoptasiem, który wpada do karczmy. (W książkach Vilgefortz więził i okrutnie torturował Yennefer zamieniając jej ręce w krwawą miazgę, by uniemożliwić jej czarowanie oraz pozyskać informacje o Ciri (w tym samym czasie, przypomnijmy z bezlitosną solidarnością jajników, wiedźmin puszczał się na wszystkich możliwych meblach i sprzętach AGD dostępnych w całym księstwie Tussaint z Fringillą Vigo). Czy z Vilgefortza będzie jeszcze czarny charakter, czy całkiem zrezygnują z tej jego funkcji? Nie mam pojęcia.
◙ Ale skoro już nam się tak ładnie do kupy wszystko składa, opowiem Wam parę słów o Fringilli Vigo. Owa pani w sadze została opisana jako krótkowłosa i zielonooka (i tak też została przedstawiona w grze). Oryginalnie pochodziła z Nilfgaardu i była jedną z kilku pierwszych zwerbowanych przez Lożę czarodziejek imperialnych – czyli była w tamtej ekipie totalnie obca. Ale nie była też specjalnie tam ważna – na pewno nie aż tak, jak owa fanatyczna pani generał parająca się czarną magią, która pojawia się w serialu w związku z tym naprawdę trudno mi porównywać obie te postacie, bo mój mózg je jak widać totalnie rozdziela.
Odcinek 8: Coś więcej
◙ No i niniejszym dojechaliśmy do ostatniego, finałowego odcinka sezonu, który w większości raczy traktować o bitwie pod Sodden. Rzeczona nawiasem mówiąc w sadze była wyłącznie wspominana i na dodatek miała miejsce na długo przed wydarzeniami z serii. Mówiono o niej głownie w kontekście blizn Triss, która „już nigdy nie założy sukni z dekoltem„, albo jej samej nazywając ją „czternastą spod Sodden”, chodziło o to, że jej imię zostało wyryte na grobowcu, w którym leżało tylko trzynaście ciał poległych pod Sodden, w pewien sposób te duchy się o nią upominały. Jako ciekawostkę dodam, że jedną z poległych była Lytta Neyd zwana Koral, jedna z głównych bohaterek „Sezonu burz”, osławionej ostatniej książki Sapkowskiego związanej z uniwersum Wiedźmina, którą definitywnie zamknął usta wszystkim dopominającym się o kontynuację. (Tak, Koral także Geralt przeleciał był.) Co zaś się tyczy samej bitwy – ciekawi mnie zabieg uczynienia z Yennefer niejako generała zawiadującego całą obroną przed szturmem, ale scenariusz rządzi się własnymi prawami i główny bohater ma być główny, a ta sekwencja akurat bardzo ładnie pokazuje widzowi definitywne uznanie wyższości Yen jako maga nad Tissaią i ich trudną, głęboką relację, to uniezależnienie się. Co zaś się tyczy samych batalii – uwielbiam. I znakomity podział ról, i takie charakterystyczne dla każdego maga style działania, i pomysłowe zwroty akcji… Ale najbardziej ze wszystkiego kocham…
◙ SPOTKANIE W LESIE!!! 😭😭😭
Źródła grafik: FB Netflix Witcher, FB Witcher Memes, FB Thai Gamers
* MEGASPOJLER: I w książkach i w grach Emhyr var Emreis był ojcem Cirilli, Dunym vel Jeżem. Po prostu Cirilla była następczynią tronu Nilfgaardu.